Kurs uważności MBLC od kulis. Część IV

dyskusja: Brak komentarzy
wirujące drzewo
‘Mindfulness? Tak, wiem, o co chodzi. To „bycie tu i teraz”…
Ale co w przypadku, gdy „tu i teraz” jest smutne, pełne lęku i zmieszania? Czy warto o takie „tu i teraz” zabiegać? A może lepiej być „tam i w jakimś innym, pomyślniejszym czasie”?’

 

 

Tę serię tekstów pomyślałam jako wprowadzenie do kursów uważności MBLC (Mindfulness Based Living Course), które prowadzę jako nauczycielka Mindfulness Association. Ale tym razem wybrałam temat dotyczący nie tyle kursu, co uważności w ogóle.

 

„Tu i teraz” brzmi jak wyświechtany slogan. Raj na ziemi, obietnica wiecznej szczęśliwości. Lustro wody z dryfującym po nim idealnie pięknym kwiatem lotosu.

 

A przecież osoby, które zapisują się na zajęcia uważności, to często ludzie udręczeni przez stres, zmartwienia, nadmierny krytycyzm, trudne relacje z innymi.

 

Kursanci zwykle chcieliby dla siebie chwili wytchnienia, przerwy. Sądzą, że w medytacji odetną się od przykrości, jakie na co dzień ich dotykają. Że dzięki medytacji zmienią „tu i teraz”, którego wcale nie lubią, bo tak naprawdę woleliby być „tam i w jakimś innym, pomyślniejszym czasie”.

 

Doskonale rozumiem taką motywację. Kiedy zapisywałam się na kurs uważności, właśnie tego chciałam: uwolnić się od ograniczających mnie lęków, nieśmiałości, wiecznego niezadowolenia z siebie.

 

Nie chciałam „tu i teraz”, jakiego doświadczałam.

 

Czy to oznacza, że potoczna definicja uważności wprowadza w błąd? Że wpisane w nią jest jakieś grube nieporozumienie?

 

Wcale nie. Uważność faktycznie sprowadza się do „tu i teraz”, choćby to było „tu i teraz” udręczone, zestresowane, zasmucone i wściekłe. Powiedziałabym nawet, że „tu i teraz” pełne lęku, zamętu, zmieszania może być lepszym terenem do badań niż „tu i teraz” idealnie spokojnego jeziora.

 

Dyskomfort, niewygoda, niezadowolenie – to znakomici towarzysze podróży. Nuda, irytacja, niechęć, rozczarowanie – zapewniam Cię, że nie ma lepszych nauczycieli.

 

Bo w uważności mamy do czynienia z „tu i teraz” absolutnym, obejmującym to wszystko, co się pojawia. Przyjemne i nieprzyjemne; „właściwe”, „niewłaściwe”. Nasze oceny, myśli, sądy; odczucia w duszy i w ciele.

 

Dlaczego to ważne? Bo przyjęcie „tu i teraz” w całości, bez lukru, bez upiększeń, może być uzdrawiającym doświadczeniem. Wcale nie oznacza rezygnacji z marzenia o harmonii w nas i wokoło nas. Ale jeżeli chcemy zmienić coś, co nam doskwiera, najpierw powinniśmy to wyraźnie zobaczyć, poznać to i zaakceptować. Uznać, że jest właśnie tak, a nie inaczej. Że startujemy w tym miejscu, w tym czasie, tu i teraz właśnie.

 

Nie zrozum mnie źle. Pisząc ten artykuł nie chciałam dać Ci do zrozumienia, że w medytacji będziesz cierpieć, a praktyka zamiast spokoju przyniesie konfrontację z całym bólem świata. Praktyka uważności wnosi w życie spokój, pomaga ukoić trudne emocje, daje mnóstwo przyjemności.

 

Ale tu i teraz to KAŻDE tu i teraz. O tym mówi definicja uważności według Mindfulness Association: „świadomość tego co się dzieje, gdy to się dzieje, cokolwiek by to nie było”.

 

Podczas kursu uważności nauczysz się doceniać piękny zachód słońca i ciszę, jaka zapada w umyśle, gdy ten przestaje się angażować w myśli, uczucia i spostrzeżenia.

 

Niemniej ważne jest jednak to, że kurs nauczy Cię, jak być z dyskomfortem i nie pozwolić, by ów dyskomfort Cię pognębił.

 

Pamiętaj, że nawet to najbardziej przykre tu i teraz jest ze swej natury przemijające. Liczy się tylko ta chwila.

 

A potem ta chwila. I kolejna.

 

Po burzy tęcza i słońce. A potem znowu się przychmurzy, zawieje, zagrzmi, potarmosi Cię, sponiewiera… Życie we wszystkich jego przejawach.

 

Dla mnie, praktykować uważność oznacza zwrócić się w stronę życia, witalności i zdrowia.