Uważnie się spieszę

dyskusja: Brak komentarzy
Osoby, które były na moich zajęciach, pewnie zdziwią się na wieść o tym, jak chaotyczne bywa moje życie, jak wiele w nim pośpiechu. W rzeczywistości nieustannie z czymś pędzę.

 

Dzięki praktyce uważności lepiej rozumiem swoje granice i zwykle nie biorą na siebie aż tylu zadań co kiedyś, by potem całkowicie się pod nimi załamać. Co nie zmienia faktu, że wciąż podejmuję się dużej liczby zadań. Lubię wyzwania, jestem ciekawa świata i ludzi. Do tego należałoby dołożyć te liczne mniej lubiane czynności, które wykonuję, bo wynikają z różnych moich zobowiązań i ról.

 

Pomyślałam, że warto Wam o tym napisać z jednego ważnego powodu: często słyszę, że ludzie rezygnują z praktyki uważności albo w ogóle jej nie podejmują tłumacząc, że mają za mało czasu. Chcieliby, rozumieją, że to ważne i że dzięki medytacji może byliby szczęśliwsi, tak, owszem, ale uważnością zamierzają zająć się kiedyś, później, w bliżej nieokreślonej przyszłości. Gdy będą mieli na to przestrzeń i czas.

 

Oczywiście doskonale rozumiem ten tok myślenia. Z początku wydaje się, że uważność będzie jeszcze jednym punktem w grafiku, nowym obowiązkiem. Że nasze życie jest na to zbyt prędkie i pospieszne. Zbyt nerwowe.

 

Ale prawda jest taka, że im bardziej się spieszysz, tym bardziej potrzebujesz uważności.

 

W dodatku praktyka wcale nie musi odbierać Ci tak cennego czasu: medytację możesz wprowadzić w codzienność, a wtedy ta jakby poszerzy się i zyska nową jakość. Wszystko może stać się praktyką: droga do pracy i przerwa na kawę. Wieczorna kąpiel i rozmowa z przełożonym.

 

Kiedy zaczynamy wprowadzać uważność do naszego życia, zwykle dość szybko zauważamy korzyści, jakie daje lepsza umiejętność skupienia: pracujemy szybciej i dokładniej, mniej zapominamy, mniej poprawiamy. Ale jest w tym pewna pułapka. Bo jeśli jesteś osobą taką jak ja, to zamiast cieszyć się zyskanym w ten sposób czasem, będziesz dodawać sobie zadań. Co znowu skazuje Cię na pośpiech.

 

Czy to błędne koło?

 

Niekoniecznie. Pośpiech może być ciekawym materiałem do eksploracji. Pośpiech też może być uważny.

 

Jak może wyglądać praktyka uważnego pośpiechu?

 

Nie trzeba zwalniać. Ale to, co musisz uruchomić, to zmysł obserwacji. Z zaciekawieniem zapytaj:
„Jak to jest się spieszyć?”.
„Jak to czuję w ciele?”.
„Jakie myśli oplatają się wokół tych wrażeń, wokół pośpiechu?”.
„Co do siebie mówię, gdy się tak spieszę?”

 

Co się wtedy stanie? Z mojego doświadczenia wynika, że są co najmniej dwa scenariusze. Może być tak, że dokonacie nowej oceny priorytetów i uważnie zwolnicie tempo. Bo Wam nie służy. Bo obniża jakość życia. Włączając świadomość w sytuacji pośpiechu obserwujecie, co Was tak bardzo absorbuje, co Was pogania. Może za codziennym pędem wcale nie stoją sprawy ważne, może da się odpuścić? A może powodem pośpiechu jest nie tyle sytuacja, i jej wymagania, lecz tylko natrętne myśli w rodzaju: „Nie zdążę”; „Nie mam czasu”?

 

I drugi scenariusz, gdy powiecie pośpiechowi „tak”. „W tej chwili się spieszę i zamierzam to tylko obserwować”. Tak też jest ok. Pośpiech jest bardzo ciekawym obiektem obserwacji.

 

 

Widzicie? Uważność także w sytuacji pośpiechu daje cudowną wolność wyboru. Macie wybór. Zawsze.