Bardzo długą sądziłam, że rządzi mną przeszłość, że jest jak wyrok. Z przeszłości uczyniłam klucz do rozumienia siebie.
W latach studiów zafascynowała mnie psychologia narracji. Upraszczając napiszę, że zgodnie z jej postulatami jesteś tym, co o sobie opowiadasz. Jesteś swoją historią – podkreślę raz jeszcze: tą opowiedzianą. Fakty faktami, liczy się to, które pamiętasz, przywołujesz i uważasz za ważne. Magisterkę poświęciłam wspomnieniom. Zbierałam kwestionariusze wspomnień, temat fascynował mnie coraz bardziej i bardziej. Ze wspomnień uczyniłam temat powieści.
To była praca i odkrywanie na własną rękę. Później byłam w psychoterapii, na sesjach dużo rozmawiałyśmy o wspomnieniach. Naprawdę wiele się o sobie dowiedziałam, wiele zrozumiałam, a mimo to pozostał we mnie niedosyt. Bo tak w głębi serca liczyłam na to, że powinnam dotrzeć we wspomnieniach gdzieś głębiej, otworzyć jakąś przykurzoną szafę, spotkać się oko w oko z upiorem przeszłości – i że wtedy moje trudności, nadmierna emocjonalność, podatność na melancholię i lęk, trudności w relacjach z innymi… – że wtedy to wszystko zniknie. Że będę wyzwolona. Uwolnię przeszłość i wreszcie zacznę żyć.
Dzisiaj wiem, że nie muszę spełniać żadnych dodatkowych warunków, żeby żyć pełnią życia. Że wcale nie muszę rozumieć. Nie muszę wiedzieć.
Nie zrozum mnie źle: warto wiedzieć, skąd przyszliśmy. Co nas kształtowało. Zrozumieć krzywdę, jaką może kiedyś nam wyrządzono. Z czułością odnieść się do dziecka, które może nie dostało tego, co było potrzebne. Psychologia narracji ma sens. A jeszcze bardziej sens ma psychoterapia.
To, co moim zdaniem nie ma sensu, to upatrywać w zrozumieniu przeszłości cudownego leku na uleczenie tu i teraz. Medytacja, uważność, współczucie pokazały mi, że jedynym czasem, w którym mogę coś koić i uleczać, jest chwila obecna. Jedyny czas, w którym mogę zająć się dziewczynką, która czegoś nie dostawała, albo dostała coś niepotrzebnie, to czas teraźniejszy.
Teraz mogę być odpowiedzialna, dojrzała, troskliwa i sprawcza. Teraz mogę wybrać dla siebie dobrze: zdrową dietę zamiast śmieci, wspierającą relację zamiast toksycznej, przyjmowanie pomocy zamiast zaciskania zębów w samotności.
Podczas medytacji przychodzi do mnie to, co powinnam zrobić. Ciało sygnalizuje potrzebę odpoczynku. Miarowy oddech oddala gonitwę myśli. Pojawiają się te ważne. Może nie potrzebuję dodatkowego zlecenia, na które nie mam ochoty. Może jednak znajdę czas na spotkanie z kimś bliskim, spotkanie odkładane z powodu „ważniejszych” zajęć. Może wrócę do spacerowania przed snem wiedząc, jak mnie to koi. Może poproszę. Może przeproszę.
A może nie zrobię nic. Może niczego nie potrzebuję robić. Wystarczy, że posiedzę. Moja teraźniejszość jest pełna. Nic nie jest do korygowania, do poprawy.
Nie sądziłam, że można bywać tak szczęśliwą i spokojną pośród zamętu.
Przeszłość odłożyłam na półkę. Mam swoją pracę magisterską, i powieść, dużo historii do opowiadania i sporo wiedzy o sobie. Z tym wszystkim pozwalam sobie wybrać teraz. Bez klucza do zrozumienia siebie, którego tak długo szukałam.
W medytacji staję się istotą bezczasową. Kimś, komu nie jest potrzebne ani jutro, ani wczoraj. Jestem rzeczywista. Jestem prawdziwa. Nie wiem, jak ten stan tłumaczyć słowami. Wolałabym zaprosić Cię do praktyki. Do zanurzenia się w teraźniejszości.