Dary uważności: Puszczam kontrolę, czyli o tym, jak rozstałam się z miśkami

dyskusja: Brak komentarzy
Niektórzy nieliczni wiedzą, a inni za chwilę właśnie się dowiedzą: w mojej ścieżce nauczycielskiej mindfulness pewną rolę odegrały pluszowe misie. Serio.

 

 

 

 

 

Możecie mi uwierzyć albo nie (kłopot z uwierzeniem mogą mieć zwłaszcza Osoby, które uważają mnie za ostoję spokoju): zanim zaczęłam prowadzić pierwsze warsztaty uważności, ćwiczyłam scenariusze zajęć przed publiką złożoną z maskotek. Układałam je sobie w rządku, jakby były moimi kursantami. Chciałam mieć wszystko przećwiczone, wszystko dobrze przygotowane. Misie spokojnie siedziały, a ja sobie wyobrażałam, że to moja grupa i tak, nawet w obecności miśków miałam tremę!

 

Na kartce zapisywałam wszystko: i wstęp, i dźwięk mojej misy, i to, jak się przedstawiam. Niektóre zdania odczytywałam od dużej litery po kropkę. I tak potem miało być. Wzorowo. Bez przypadkowości i bez gafy.

 

Możecie to wziąć za dziecinadę (w sumie byłam dorosłą kobietą, i to od lat, matką dwojga dzieci. Jeśli w tym odsłanianiu mam jakiś ukryty cel to polega on na tym, żebyś Ty też pozbył/a się swojego wstydu z powodu osobliwości, jakie masz w biografii. Wszyscy je mamy). Ja widzę w tym przejaw czegoś poważniejszego: tamta ja bardzo się bała, że coś pójdzie niezgodnie z planem. Tamta ja nie miała zaufania do swoich kompetencji, uważała, że gdy zostanie sama, bez planu, na pewno wypadnie słabo i głupio.

 

Misie były bardzo cierpliwe. Pierwsze zajęcia, z tych przećwiczonych, jeśli wierzyć temu, co potem mówili ludzcy kursanci, wychodziły OK. Ja sama byłam bardziej lub mniej zadowolona z efektu, pamiętając podwójnie wszystkie przejęzyczenia, niezręczności itp. Próba zrealizowania planu wcale nie jest taka łatwa: musisz sobie wszystko przypomnieć. I co po czym. I te zdania, które miały być okrągłe i błyskotliwe.

 

Naprawdę zręczniej jest gdy już działasz bez planu. Naprawdę łatwiej jest, kiedy puścisz kontrolę. Może nie w każdej dziedzinie życia. Meble z Ikei składaj zgodnie z instrukcją. Ale są aktywności, gdzie plan jest balastem.

 

Prowadząc medytację nie możesz czytać z kartki. Musisz zaufać sobie. Musisz skoczyć na głęboką wodę. Pozwolić, żeby słowa przychodziły same. Ułożona, poukładana ja coraz częściej wybierałam spontaniczność i bałagan. Aż poczułam się w tym jak ryba w wodzie. Potrzebowałam do tego więcej zaufania do siebie. I dystansu do własnej sprawczości.

 

Po pierwsze, zaufanie. Odkryłam/odkrywam, że mam z czego dawać innym. Nie dlatego, że jestem „taka świetna”. Jestem jak TY. A czy Ty wiesz, że jesteś kimś, od kogo chciałabym się uczyć? Naprawdę. Nawet jeśli nigdy się nie spotkaliśmy: ja po prostu wiem, że masz dla mnie coś cennego. Cenne będzie to, co mi dasz ze swojego doświadczenia, ze swojej wewnętrznej mądrości. Jako psycholog niesamowicie dużo uczę się od ludzi. Słuchałabym Ciebie z zapartym tchem. Ale nie wtedy, gdy zaserwujesz mi przećwiczone, gładkie przemówienie. Wolę, żeby było chropowato i prawdziwie.

 

Po drugie, sprawczość i jej ograniczenia. Naprawdę wierzysz, że jesteś aż tak sprawcza/sprawczy? Że masz kontrolę nad sytuacją? Tak, możesz zaplanować co powiesz, nawet punkt po punkcie, lecz sądzisz, że przemówisz do serc? Że przekonasz? Doświadczenie pokazuje mi, że jestem najskuteczniejsza, gdy jestem autentyczna. Ale i to nie daje mi gwarancji. Mogę być tym nauczycielem uważności, który przekaże Ci coś bardzo ważnego. A może mój głos Cię uśpi i znudzi. Koniec końców to nie „mój teatrzyk”. Liczy się Twoje doświadczenie. Możesz się ze mną zestroić albo nie.

 

A nawet jeżeli się nie zestroisz, jeśli zaśniesz, to czy świadczy to o mojej wartości?

 

Gdyby sprawa kontroli i jej puszczania dotyczyła tylko zajęć uważności, nie zawracałabym Ci tym głowy. Wiem jednak, że temat jest znacznie szerszy niż to. Planujemy wszystko: następny dzień, weekendy, wakacje, śluby, małżeństwa, przyszłość dzieci, kariery zawodowe. Chcemy planu, bo z nim czujemy się bezpiecznie.

 

Ale jeśli powiem Ci, że plan często ogranicza?

 

A kontrola nad wynikiem jest czysto iluzoryczna?

 

To nie powód do smutku. Wręcz przeciwnie. Puszczenie kontroli niesie wielką wolność i otwiera szeroki horyzont możliwości. Z planem szłam jedną jedyną wytyczoną z góry ścieżką. Bez planu mam plątaninę ścieżek. Mogę się potknąć i utknąć albo zawędrować w najpiękniejsze z miejsc.

 

Za chwilę rozpoczynam kolejne zajęcia. Nie wiem, jak mi pójdzie. Mam plan, lecz tylko ramowy. Resztę sama wypełnię treścią.

 

Misie poszły w kąt.
Ale wcale się ich nie wstydzę. Jeśli potrzebujesz, pożyczę. To dobre, cierpliwie misie. Miały swój czas, rolę, i super się spisały.