Dary uważności: lekkość i puszczanie

dyskusja: Brak komentarzy
Piórka szybujące w dółPostanowiłam pisać o uważności inaczej niż w książkach, które możesz kupić. Trochę dlatego, że nie umiałabym pisać tak jak wielcy mistrzowie. Ale także dlatego, że w moim poczuciu jedyna prawdziwa, autentyczna narracja musi być blisko życia. Chciałabym Ci pokazać, jak uważność mnie wspiera i jak może wesprzeć Ciebie. Pokazać Ci, że warto. Zachęcić Cię, żebyś spróbowała i zobaczyła. Spróbował i zobaczył.
Wczoraj napisałam pierwszy tekst z tej serii i może z racji tego „pierwszeństwa” pojawiło się we mnie jakieś spięcie i nadęcie. Pamiętacie może, jak pisaliśmy wypracowania w szkole i z jakim trudem powstawał pierwszy akapit. Wczoraj było podobnie. A dzisiaj rano otwieram tekst numer 1, tekst otwierający serię, opublikowany od kilkunastu godzin na stronie, i widzę, że….
… nie ma wprowadzające mój wywód akapitu. Nie zamieściłam, skasowałam, nie wiem. Nie ma go i tyle.
I teraz chciałabym przejść do darów: gdyby coś takiego (opublikowanie tekstu bez wstępu, bo „zniknął”, tekstu przez to niekompletnego i może niezrozumiałego) spotkało mnie parę lat temu, podejrzewam, że poczułabym duże zażenowanie. Wyrzucałabym sobie, że nie sprawdziłam wszystkiego dość dokładnie, podsumowałabym siebie słowami „jesteś roztrzepana, gdzie ty masz oczy”, coś w tym rodzaju. A może skwitowałabym bardzo surowo (i nietrafnie): „cała praca na nic”.
Lekkość i puszczanie. Najpierw przepłynęło przeze mnie znajome: „No tak, no i pięknie” (wypowiedziane rzecz jasna sarkastycznym tonem). To wewnętrzny krytyk szykował się do ataku. Ale wystarczyło otworzyć plik w komputerze – bo szczęśliwie wczoraj wszystko sobie zapisałam. Chwilę potem tekst na stronie jest już kompletny. Zagubiony akapit trafia na swoje miejsce. Sprawa załatwiona. Mogę puścić poczucie niezadowolenia z siebie. Do niczego nie jest mi potrzebne.
Parę lat temu jeszcze przez jakiś czas przeżuwałabym wstyd. Teraz jest inaczej. „Nic się wielkiego nie stało”. To więcej niż parę słów, to doświadczenie. Wewnętrzne doznanie. Nic wielkiego się we mnie nie stało.
Jakiej gafy nie strzelisz, jakiego głupstwa nie zrobisz – nic wielkiego się nie stało. Naprawiaj, przepraszaj, wybaczaj sobie. Wybaczaj też innym.
Czy to aby nie przyzwolenie na bylejakość? – pyta mój perfekcjonistyczny głos. Nie. Moim zdaniem, wręcz przeciwnie. Możemy działać tylko w granicach wyznaczonych przez nasz nieidealny umysł. Zanurzeni w nieidealnym życiu. Wśród innych nieidealnych istot ludzkich.
To nie tak, że uważność uświadomiła mi, jak bardzo jestem nieidealna – to wiem bardzo dobrze, od dawna. Uważność nauczyła mnie, że mogę popełniać błędy, zaliczać gafy i wpadki, a potem strząsać je, jak okruchy z ciastek z deserowego talerzyka.
Jak lekkie piórka z ilustracji popłyną w dół w leniwym tempie.
Nie muszę zatrzymywać żalu. Nie muszę wyrzucać sobie przeszłości.
Pomaga śmiech, poczucie dystansu. Nie zawsze przyjdą do mnie tak szybko, jak bym chciała, od razu, ale wystarczy tylko trochę poczekać.
Gdy widzę, że przychodzą z wielkim trudem, to często znak, że warto więcej pomedytować. Nie chcę pisać, że „trzeba”. Wolę „warto”. I to podkreślę raz jeszcze. Warto.
Lekkość i puszczanie.
Wdech i wydech.
Naprawdę sądzisz, że musimy wszystko traktować tak bardzo serio?
Z poziomu poduszki patrzę na siebie i swoje błędy z przymrużeniem oka.