Trochę mnie tu nie było. Gdzie byłam? W zmartwieniach. W emocjach. W trudnych myślach o przyszłości. I straciłam uważność w życiu na ten niezbyt długi czas, który jednak mi się dłużył. Podomykałam różne ważne sprawy i wyjechałam na urlop w ukochane Tatry, lecz moje nastawienie się nie zmieniało: nie chciałam być uważna, ot tak, po prostu. Wolałam nie czuć tego, co czuję.
Wcale nie było mi z tym dobrze, lecz w ostatnich tygodniach nie potrafiłam inaczej. Mówiłam sobie, że to właśnie w takich kryzysach powinnam umieć sobie pomóc, ale to pouczanie wcale nie polepszało sprawy. Wręcz przeciwnie. Czułam się winna, że sobie nie radzę. Prawie trzy lata praktyki medytacyjnej i proszę: jestem w rozsypce.
Za to dziś uważność wróciła. Zupełnie zwyczajnie i bez fanfar. Zaczęło się od spontanicznej praktyki porannej. Usiadłam, tylko tyle i aż tyle. Przez kilka minut słuchałam tego, co wokół i tego, co we mnie. Z zaciekawieniem, ze świeżością, jakiej nie doświadczyłam od dawna. Zrozumiałam, że wracam.
Potem miałam jeszcze liczne okazje do praktykowania uważności. Po raz pierwszy od dawna świadomie oddychałam, świadomie jadłam, świadomie słuchałam i odnajdywałam w tym tyle przyjemności. Jakbym wróciła do domu. A właśnie, towarzyszyły mi dziś słowa z wiersza Davida Whyte’a:
Ten dom, do którego przynależę,
jest dla mnie najlepszym domem.
I zrobiłam sobie uśmiechnięte selfie. Bardzo rzadko robię takie zdjęcia, a w zasadzie nigdy dotąd ich nie publikowałam. Ale to zamieszczam, bo uchwyciłam coś naprawdę ważnego: szczery uśmiech. Po raz pierwszy od dawna naprawdę szczerze się do siebie uśmiechnęłam.
W duszy zrobiło mi się słonecznie. Z kolei niebo nade mnę wyglądało tak:
Zamiast pstrykać selfie należało pewnie zwiewać do domu, pod dach, prawda?
Rzeczywiście, kilkanaście minut później wędrowałam po górskim szlaku w strugach deszczu. Wciąż całkiem z siebie zadowolona, choć adekwatnie zaniepokojona odgłosami grzmotów w oddali.
Kilka wniosków z dzisiejszego dnia:
1. Uważność to powroty, gubienie i odnajdywanie. Tak jak w praktyce: skupiamy się, tracimy uważność, dekoncentrujemy się i znowu wracamy do punktu skupienia. Tak samo w życiu: jesteśmy uważni, odchodzimy od uważności i wracamy do niej. Z każdym powrotem jesteśmy silniejsi.
2. To w porządku czuć się źle, przeżywać kryzys, buntować się na świat. Przytrafia się to innym, więc dlaczego ja miałabym mieć łatwiej i lepiej? Mogę dźwigać swój kryzys, czuć swój smutek i lęk o przyszłość.
3. Tu, gdzie jestem, jest ok. Tu i teraz może być pełne spokoju i radości nawet jeśli wiszą nade mną ciemne chmury.
Było mi dziś zupełnie dobrze z moim skomplikowanym i niepowtarzalnym życiem.