Kiedyś wyobrażałam sobie, że będę elegancką i zamożną dyplomatą. Zamieszkam w ambasadzie, w egzotycznym kraju, najlepiej w Ameryce Południowej. Będę miała samochód ze znaczkiem CD. Będę swobodnie rozmawiała w obcych językach, zwiedzała świat i pisała mądre depesze.
Nic z tego nie miało miejsca.
Kiedyś wyobrażałam sobie, że moje dziecko nigdy nie będzie mówić. Że nigdy nie pójdzie do szkoły, nie nauczy się pisać, ani liczyć. Że będę już tylko chodziła z Nim z terapii na terapię. Na zawsze zamknięta w Jego nieszczęściu.
To się nigdy nie stało. Mój syn dzięki skutecznej terapii nauczył się mówić, nadrobił zapóźnienie, poszedł do szkoły i nawet raz miał czerwony pasek (szczęście – to sprawa skomplikowana. Zapytajcie Jego).
Czekałam na najlepsze i na najgorsze.
Umysł buduje scenariusze, robi to nawykowo. Umysł chce wiedzieć. Przewidujemy, chcemy znać przyszłość, choćby w najczarniejszej odsłonie. Chcemy być potem. W weekend albo w wakacje. Żyć po chorobie, po ślubie, po znalezieniu pracy, po awansie.
Założę się, że mój umysł i Twój umysł mają te same zwyczaje.
Umysł działający „w trybie domyślnym”, wybiegając w przyszłość, odwraca się od życia. Życie zawsze dzieje się teraz i jest inne niż wizja. Także przeżywanie szczęścia jest możliwe tylko w teraźniejszości. Emocje dzieją się teraz. Ciało oddycha – teraz.
Czymkolwiek się martwisz, na cokolwiek czekasz, czy możesz to odłożyć i sprawdzić, co dzieje się w Twoim życiu właśnie w tym momencie?
Zobacz, zaczęła się jesień. Liście tańczą na wietrze, robią się coraz bardziej kolorowe. Kasztany wymykają się z łupinek. W kurtkach jest nam miękko i cieplej. W ciemne, długie wieczory można skulić się pod kocem. Można dotknąć czyjejś dłoni. Rozgrzać się herbatą z sokiem.
Moje życie wygląda zupełnie inaczej, niż przewidywałam. Mój dzień przebiega inaczej niż go widzę, w wyobrażeniach, wstając rano. Dotykają mnie inne problemy, niż te, których się obawiałam. Ciosy spadają też nie z tej strony. Smutki przemieniają się w radości. Złość przechodzi w śmiech. Zanudzę się na śmierć na wymarzonych wakacjach. A potem przyjdzie olśnienie i euforia w zupełnie szary, deszczowy dzień i usłyszę, jak dusza śpiewa.
Może masz podobnie?
Chcę świadomie przeżywać jesień i każdy dzień. Gdy zauważam, jak zabiera mnie przyszłość (wciąż często mi się to zdarza), odbieram jej złudzenie realności. Przeświadczenie, że wiem, jak będzie. Że to, co widzę, jako swoją przyszłość, to już fakt.
Chcę zanurzyć się w jesieni. Szurać nogami w liściach i zbierać kasztany. Zapalić świecę, popatrzeć na płomień. Zaciekawić się tym, co opowiada mi druga osoba – choćbym była bardzo zajęta „poważnymi” problemami, choćbym się bardzo śpieszyła.
Nie wszystko będzie sielskie w moim teraz. Obok zachwytu jesienią, pozostaję w smutku po śmieci mojego Taty. Pozostaję w niezgodzie na to, co się stało. Mam problemy zdrowotne, codziennie zmagam się z dolegliwościami. Doświadczam bezsilności, tak wiele pozostaje poza moją kontrolą.
W chwilach trudności obejmuję siebie. I powtarzam słowa mantry: „rozluźniam, koję, pozwalam”.
Rozluźniam się wokół trudności: nie tej przyszłej, hipotetycznej, ale tej żywej, obecnej na dany moment. Koję ból serdecznością. I pozwalam, żeby wszystko w moim życiu było takie, jakie jest. Ze wszystkim mogę być.
Gdy już siebie tak obejmę, mogę zachwycić się jesiennymi liśćmi. Chyba już o mnie wiecie, jak bardzo je lubię? Umieściłam je nawet w logo.